Co w trawie piszczy?

Lubię czasem zrobić coś zupełnie innego niż zwykle. Na przykład polepić z modeliny...
Zaczęło się od tego, że potrzebowałam pojemnika na kolczyki. Po domu walało mi się wręcz idealne pudełko po jakimś kremie. Postanowiłam je trochę podrasować.
Zaczęło się oblepienia zieloną modeliną (akurat miałam sporo na stanie). Potem, w przypływie inwencji przykleiłam oczy. Dalej już poszło samo:
Czytaj dalej...

Nie czytam na wyścigi

Lubicie wyzwania? Ja bardzo. Regularnie staram się motywować i rzucać sobie coraz to nowe kłody pod nogi. Startuję w konkursach i wymyślam sobie cele których potem nie realizuję.
Ale jest jeden, jedyny rodzaj wyzwań, których wystrzegam się jak ognia. To wszelkiego rodzaju wyzwania "książkowe"- "52 książki" i podobne.


Uważam, że to najgorsza rzecz, jaką osoba, która lubi czytać może sobie zrobić. Dlaczego?
Z jakiego powodu uważam, że robienie zdjęć, rysowanie, lepienie z modeliny, czy pisanie na
konkursy nie jest niczym niefajnym, ale nie cierpię wyzwań czytelniczych?


Przede wszystkim raczej wyzwań nie potrzebuję ;) Czytam dużo i raczej nie muszę się do tego dodatkowo motywować.  Ale powodów jest jeszcze kilka.

Kiedy postanawiam rzucić sobie twórcze wyzwanie, to właśnie, no... TWORZĘ. Robię coś, co nie tylko mnie rozwinie, ale też będzie mogło się realnie przydać mi, albo światu (zazwyczaj... ;)). Kiedy czytam, tylko chłonę coś co zrobili inni.
Podejmując wyzwanie dotyczące czytania, zachowuję się jakbym postanawiała, że przez rok zjem 365, lub więcej ciastek. Można? Można. Pewnie nawet sprawiłoby mi to niezłą przyjemność. Nasuwa się tylko pytanie: po co? Co da mi, albo światu fakt, że zażeram się słodyczami?

Powiecie, że czytanie to zupełnie coś innego. Że książki dają bardzo dużo, że czytając je poznaję świat, poszerzam swoje słownictwo, dowiaduje się nowych rzeczy i tak dalej. Tak. To wszystko prawda. Tyle, że... wyzwania tak naprawdę wcale mi w tym nie pomagają!

Kiedy wiem, że muszę przeczytać ileś tam czegoś tam w jakimś określonym czasie, automatycznie pojawia się presja. Zaczynam się spinać, że nie zdążę, zaniedbuję inne, bardziej produktywne czynności (tak! Może Was to zdziwi, ale są rzeczy bardziej produktywne niż czytanie!), żeby tylko przeczytać jeszcze parę stron.

"Nawet jeśli książka jest głupia i okropnie nudna, to i tak muszę doczytać do końca! Przecież męczę ja już od paru dni, jeśli teraz rzucę i zabiorę się za coś nowego, to na pewno nie uda mi się zrealizować wyzwania!"
W końcu zaczynam czytać bezrefleksyjnie, bez zrozumienia, tak jak to czasem zdarza się przy wyjątkowo nudnej lekturze.

Jeszce gorzej pewnie byłoby z grubszymi tomami. -"To za długie! Nie skończę tego w tydzień! Co z tego, że świat mówi mi, że muszę to przeczytać, bo jest genialne! Nie mieści mi się w harmonogramie wyzwania!". Ups.

Czytanie zawsze było dla mnie odprężeniem, relaksem i tak dalej. Jeśli nie mam nastroju, nie będę tego robić i przez miesiąc i nic strasznego się nie stanie. Jaki sens ma zmuszanie się do przyjemności?

Zastanawialiście się może kiedyś dlaczego, w "Zeszycie", który jest blogiem głównie książkowym, nie ma ani jednej recenzji (zamierzam to powoli zmieniać, ale ciii).

Odpowiedź jest dosyć prosta. Nie chcę oszaleć i zacząć czytać tylko po to żeby napisać recenzję. Mało prawdopodobne? Może i tak.
Ale po prostu nie zamierzam spinać się, szukać nowych, nieznanych książek, które warto zrecenzować (no bo po co pisać o czymś co wszyscy znają?).
Ale dlaczego?! Przecież w życiu trzeba stale próbować nowych rzeczy, rozwijać się i w ogóle!

Hmm, może i tak. Ale wiecie co?
I tak wolę czasem zagrzebać się w łóżku, przeczytać coś setny raz i nie mieć wyrzutów sumienia. Bo mogę. Bo nic mnie nie goni. Taka mała chwila szczęścia. Po prostu.


A na bloga przecież zawszę mogę wrzucić post totalnie od czapy ;)

----------------
Pisząc ten tekst oczywiście nie miałam na celu urażenia kogokolwiek kto bierze udział w "czytelniczych" wyzwaniach. Jeśli mu to pomaga to super, fajnie, że czyta. 
Tu chciałam tylko przedstawić MOJE zdanie na ten temat, które oczywiście nie musi być zgodne z czyimikolwiek poglądami :)

Czytaj dalej...

Mściciel, czy psychofan? 10 typów komentatorów

Jedni zbierają kamienie, inni kolekcjonują lalki Barbie, a nawet podobno istnieją jeszcze tacy, którzy uganiają się za znaczkami.
Natomiast blogerzy najczęściej zajmują się kolekcjonowaniem komentarzy. Wiadomo, komentarz to znak, że ktoś czyta naszego bloga i przejmuje się nim. Nawet jeśli jest negatywny, to jednak ktoś
musiał poświęcić chwilę, usiąść i go napisać.
Ostatnio doszłam do wniosku, że można wyróżnić kilka gatunków komentatorów. Ja doszukałam się dziesięciu, ale z pewnością jest ich więcej. A Wy którym jesteście?
Post oczywiście nie ma na celu obrażania kogokolwiek :) Sama posiadam cechy większości wymienionych typów.



1. Sprinter
Wpada na chwilę, rzuca enigmatyczną uwagę (najczęściej "fajny post", "masz rację", u bardziej wymownych typów "masz absolutną rację") i leci dalej. Życia nie można marnować na rozwlekanie się!
Najczęściej komentuje z anonima. Logowanie zajmuje za dużo czasu.
Zdarzają się też sprinterzy w wersji negatywnej - "naucz się pisać", "jesteś beznadziejna". Bo kto by tracił czas na uzasadnianie własnych opinii.
Ten typ komentatora sprawia spore trudności blogerom, którzy postanawiają odpowiadać na WSZYSTKIE komentarze.
-Fajny blog.
-Dzięki.

2. Cichy adorator
Najczęściej zaczyna od zwrotu "Obserwuję Twojego bloga od dawna, ale dotychczas bałem/bałam się skomentować..." Potem następuje litania pochwał na cześć postów z ostatnich dwóch miesięcy. Cisi adoratorzy również często komentują anonimowo. Jeszcze ktoś wpadnie na ich trop i pozwie o nękanie!
Jednym z moich życiowych-blogowych celów jest doczekanie się cichego adoratora. Serio.

3. Anonimowy mściciel
Jak sama nazwa wskazuje, anonimowy mściciel jest anonimowy (jeśli widzieliście kiedyś takiego z "odkryta twarzą" - koniecznie dajcie znać) i się mści. Na kim, z co? Nie wiadomo. Ale jego komentarze są przesiąknięte taka niechęcią, jakbyś co najmniej zamordował mu chomika. Wytknie ci wszystkie błędy, udowodni, ze jesteś żałosnym idiotą i odejdzie powiewając czarna peleryną.
W innych miejscach internetu znany jako "hejter". Ale "mściciel" brzmi bardziej po polskiemu ;)

4. Kumpel admina
Swój komentarz opatruje wstawkami w stylu "No, ale to już ci mówiłem/pisałem", "Pogadamy o tym jutro!", "Pamiętaj, że wisisz mi żelki! " itd. Można odnieść wrażenia, że bloger i komentator doskonale się znają. Ale skąd? Kto to wie...
Lubię czytać takie komentarze u innych i domyślać się kim jest komentujący dla autora bloga. Nie lubię natomiast u siebie, jeśli brzmią "Jesteś super córciu!" (Przepraszam mamo. Wiem że tego nie robisz. Ale musiałam :D)


5. Obrażalski
Obali twoje argumenty. Kiedy ty odpowiesz na jego komentarz, obali twoje nowe argumenty. Tak samo jak poprzednio, tylko innymi słowami. Jeśli zwrócisz mu uwagę na nielogiczność, zarzuci, ze nie czytasz uważnie. a jeśli usuniesz całą dyskusję, żeby nie zaśmiecała bloga, strzeli focha stwierdzając, że chciał tylko kulturalnie porozmawiać.

6. Artysta
Czyli mój absolutny faworyt. Jego komentarz chce się czytać w kółko. Albo powiesić na ścianie. Pisze długo, sensownie i ciekawie. Taki komentator to skarb. Jeśli jeszcze jest wierny i komentuje każdy post, to już w ogóle można prowadzić bloga tylko dla niego. Mam szczęście, bo w "Zeszycie" jest sporo artystycznych komentarzy. Nie wymienię osób, które je zostawiają, bo pewnie kogoś bym pominęła i byłoby mu przykro, ale wiedzcie moi komentatorzy, że o Was pamiętam!


7. Głupek
Nie doczyta do końca, nie zrozumie sarkazmu, albo wręcz wyciągnie błędne wnioski na podstawie przewrotnego tytułu. Potem będzie walczył z Tobą oskarżając Cię o nieznajomość tematu, albo wręcz zarzucając Twoimi własnymi argumentami i wzbudzając w innych czytelnikach salwy śmiechu. Głupki lecą do sarkazmu jak ćmy do żarówki. Znakomity przykład takiego stadnego zachowania znajdziecie tu.

8. Psychofan
Jego komentarz jest zazwyczaj dosyć chaotyczny i wypełniony po brzegi serduszkami, wykrzyknikami i innymi oznakami bezgranicznej miłości. Brakuje tylko merdającego ogonka. Najważniejszym celem psychofana jest wyrażenie swojej solidarności z autorem i ogromu uwielbienia dla jego twórczości.
Psychofana tez mogłabym mieć :)

9. Lizus
Prawdziwy kameleon. Będzie się zachowywał jak artysta, psychofan, a czasem nawet okaże się cichym adoratorem. Zrobi wszystko żeby przekonać Cię, że Twój blog bardzo mu się podoba, szanuje twoje poglądy, a Ciebie bardzo podziwia.. niestety zrobi to tylko po to żeby na końcu oznajmić "Zapraszam na mojego bloga!", albo zaproponować inna formę współpracy. No cóż...

10. Ryzykant
Jeśli wspomnisz w poście, że nie lubisz jakiegoś sformułowania, bądź pewien, że ryzykant go użyje. A jeśli publikujesz topkę w stylu "10 najbardziej wkurzających zwrotów", to już w ogóle raj. Oczywiście ryzykant doskonale wie, że ma szansę na bana. Ale... nie ma ryzyka - nie ma zabawy!




Czytaj dalej...

Zielony zeszyt. Mentalna podróż w czasie

Każdy zaczynał od czegoś swoją działalność. Jedni już w kołysce dusili węże gołymi rękami, inni w wieku ośmiu lat komponowali utwory muzyczne i dawali koncerty, a jeszcze inni... Dobra starczy, bo jeszcze kogoś wpędzę w kompleksy ;)

Moje początki były równie (jeśli nie bardziej!) wspaniałe i burzliwe. Zastanawiałam się poważnie
nad wydaniem tomiku, poświęconego dziełom z moich najmłodszych twórczych lat, ale w końcu stwierdziłam, że wolę uchylić Wam, czytelnikom rąbka tajemnicy i zupełnie za darmo zdradzić jakie były moje twórcze początki.*

Pierwsze opowiadania, wiersze (tak! pisałam wiersze!) i komiksy notowałam we wspaniałym, zielonym zeszycie.

O, w tym. Wiedziałam, że się kiedyś przyda.
Byłam w tamtych czasach zdania, że nie powinno się opisywać czegoś czego się nie zna, więc skoro nigdy nie miałam dwunastu lat, to nie mogę pisać z perspektywy dwunastolatki, no a pisać o małolatach to jakoś głupio, więc siłą rzeczy wszystkie główne bohaterki były w moim wieku. Z dużą dokładnością można więc stwierdzić, że miałam wtedy dziesięć lat.


Dziesięć, czy nie dziesięć, ale rysowałam już przepięknie i z głębokim przekazem! (powiększajcie zdjęcia i nie zastanawiajcie się czemu blondynka nagle wyłysiała)


Oczywiście, jak przystało na Twórcę, sama ilustrowałam swoje Dzieła. Miałam wtedy jakąś dziwną fazę na ptaki. Najpierw była sowa, nazwana na cześć mojej Mamy (która stwierdziła, że sobie wyprasza i nie chce żeby ptak był jej imiennikiem), potem przyszła kolej na papugi o już neutralnych imionach Papui i Papilia (Albo Papiś i Papisia). Wszystkie ptaki oczywiście mówiły, a bohaterek oczywiście to nie ruszało. No proszę. Nie takie rzeczy już się w życiu widziało, nie? Zwłaszcza jeśli chodzi o papugi ;)

               

Wspominałam już o wierszach, prawda? Oto próbka, z jakże kreatywnym ustawieniem wersów.

i nawet się rymuje!!!
Pisywałam też sprawozdania. To znaczy... napisałam jedno. Każdy by napisał, gdyby dodzwonił się do radia, prawda!? (To była lecąca w radiowej jedynce audycja "Radio dzieciom", obecnie znana jako "Jedynka dzieciom". Jeśli macie młodsze rodzeństwo to serdecznie polecam)

powiększajcie i czytajcie, jest niezła beka
(i macie szansę poznać moje prawdziwe imię, bo nie chciało mi się zamazywać)
Podoba mi się zwłaszcza zwrot "Dobrze gra skubana, ja bym tak nie umiała" 
Ale oczywiście główna zawartością mojego zeszytu były opowiadania. Przedstawię Wam dwa. Jedno ze względu na ilustracje (jeszcze bardziej epickie niż te, które mieliście szansę już zobaczyć) i przekaz z którego jestem dumna do dziś. Drugie trafia tu dlatego, że to była moja najdłuższa praca w całym zeszycie (dziewięć stron to już nie przelewki!), oraz z powodu bekowych cudownych dialogów i jeszcze bardziej bekowego lepszego zakończenia.

Opowiadanie pierwsze, czyli "Co będzie jutro?" polega z grubsza na tym, że Król chce wydać swoją dziesięcioletnią córkę za mąż. Córka postanawia, że poślubi ją ten młodzieniec, który odpowie na pytanie "Co będzie jutro". Do zamku zjeżdża masa zalotników, wszyscy przepowiadają pogodę i inne takie duperele, ale nikomu się nie udaje. W końcu o wyzwaniu dowiaduje się biedny chłopak w wieku królewny, któremu mama zawsze powtarzała, że "Każdy może decydować co będzie robił. Bo ma wolna wolę". Chłopak wbija na zamek, oznajmia, że jutro rano wypije szklankę soku pomarańczowego, zostaje na noc,  rano prosi o sok i wygrywa konkurs. Bohaterowie postanawiają, że pobiorą się kiedy będą już dorośli. Król się zgadza, bo w zasadzie chodziło mu tylko o znalezienie odpowiedniego kandydata na męża dla córki. Po ukończeniu osiemnastki młodzi żenią się, panują długo i szczęśliwie, a żyją jeszcze dłużej. (do dzisiaj mam rozkminę czy abdykowali, czy coś takiego).
Ale, jak już wspomniałam, najlepsze w całej  opowieści są obrazki:

"Męszczyzna" jest podkreślony nie ze względu na błąd,
tylko żeby przypadkiem żadna  kobieta nie wzięła wyzwania do siebie

Art życia

Czas na drugie opowiadanie! Jego główni bohaterowie to wspomniane już papugi i Gabrysia, która usiłuje znaleźć Drzewo Słońca żeby uratować swoją przyjaciółkę. Zresztą, tytuł mówi sam za siebie.


Epickie dialogi czas zacząć! (Proszę nie hejtować dziesięciolatki, zawsze byłam niezła z ortografii, ale miałam spore problemy z "H")

Tu faworytem jest "bencwał który się na mnie wpycha"
i papużka falista mówiąca grubym głosem
Co się dzieje kiedy dziecku piszącemu Dzieło Życia da się kolorowy długopis.
Opowieści jednorożców rządzą! (jednorożec nazywał się Putar)
A to najlepsze zakończenie jakie kiedykolwiek napisałam.
Chyba normalnie będę kończyć tym obrazkiem każdy post.

*zapnijcie pasy i połóżcie się na podłodze, autorka bloga nie ponosi odpowiedzialności z śmierć ze śmiechu
-----------------
Post dedykuję Siu. Bo to był jej pomył.
I Rodzinie. Bo wiernie zachwycała się tymi koszmarkami.
Czytaj dalej...

9 książek których pragnę

Zawsze wydawało mi się, że moje czytelnicze potrzeby są raczej nieduże. Własnych książek posiadam stosunkowo niewiele, nałogowo korzystam za to z bibliotek. Nigdy nie odczuwałam potrzeby powiększania własnych zbiorów, Nigdy... aż do czasu, kiedy ostatnio stwierdziłam, że trzeba by zrobić listę rzeczy (czyli w praktyce książek), które chciałabym dostać na urodziny.

Okazało się, że dobiłam do dziewięciu pozycji (chociaż w jednym momencie trochę oszukuję) i doskonale wiem, że to nie jest szczyt moich możliwości.

Pewnie nie uda mi się (przynajmniej nie szybko) zdobyć ich wszystkich, więc przynajmniej popiszę o swoich marzeniach :)


Kolejność jest bardzo nieprzypadkowa, a książki są podzielone na dwie kategorie - te które znam i te o których tylko słyszałam.

Część pierwsza - W NIEZNANE

1. "Prawie jak gwiazda rocka"
Po raz pierwszy przeczytałam o tej książce na Deszczach i tam też odsyłam Was po dokładniejsze informacje. Potem książkę polecała mi pod postem o wciskanych na siłę wątkach romantycznych Rilla.
Powiem Wam, że zaciekawił mnie ten brak romansu. I jakoś tak się złożyło, że książka trafiła na pierwsze miejsce mojej listy. Jeśli uda mi się ją dorwać w swoje szpony, to na pewno dam Wam znać jak się czytało. Może nawet walnę jakąś reckę, czy coś. (#szalona)

2. "Nowy Jork - od Manhatty po Ground Zero"
O tej pozycji dowiedziałam się dopiero niedawno, tym razem u Ann, której recenzjom ufam bezgranicznie. 
Od jakiegoś czasu odczuwam potrzebę przeczytania czegoś niefabularnego. Reportaż nada się idealnie. W dodatku bardzo podoba mi się okładka. (Tak. Kupuję książki tylko dla ładnej okładki. Właśnie tak.)

3. "Felix, Net i Nika oraz nadprogramowe historie"
Nie wiem jak to się stało, ale to jedyna część "Felixa", której nie znam. No nie licząc tej najnowszej z fioletową okładką (zabijcie, nie pamiętam tytułu). Naprawdę lubię tę serię, a książki nie mogłam dostać w żadnej bibliotece, serio! Serię - serio. Hehe. Nieśmieszne. Kilka opowiadań znalazłam na stronie autora, ale to nie to samo co papierowa, wydana książka. Napaliłam się zwłaszcza na "Walentynkowy, Interdyscyplinarny Projekt".

4. "Eleonora i Park"
O książce wiem właściwie tylko tyle, ile przeczytałam z tyłu okładki włócząc się pewnego pięknego dna po Empiku, a było to dawno i zapomniałam prawie wszystko. 
W zasadzie wystarczy mi fakt, że autorką jest Rainbow Rowell. Książka kogoś kto napisał "Fangirl" (którą byłam zachwycona) nie może być słaba!

5. Dowolna książka Jane Austen
Dziwne życzenie, wiem. Ale co poradzić. Zostałam zaintrygowana przez Angę, która regularnie nawija o tej pisarce  w swojej Norze i robi to bardzo zachęcająco. 
Ango, jeśli to czytasz, poradź mi co mam wybrać ;)

Część druga - stare, ale jare (80% tej listy stanowią brakujące mi części różnych serii)

1. "Jeżycjada"
To jest właśnie moment w którym oszukuję, Prawdę mówiąc, najchętniej zgromadziłabym całą serię, ale, biorąc pod uwagę, że to ponad dwadzieścia książek,  raczej nie ma na to szans. Ograniczyłam się do wybrania części, których potrzebuję najbardziej, ale i tak zawalałyby pół rankingu, więc wrzucam wszystkie w jedno miejsce. 
Są to: "Kalamburka", "Kwiat kalafiora", "Sprężyna", "Córka Robrojka", "Szósta klepka", "Noelka" i "Ida sierpniowa".

2. "Kroniki rodu Kane - Ognisty tron"
Jednym z moich życiowych celów jest zgromadzenie wszystkich książek z jakiejś serii. Na razie najbliżej są właśnie "Kroniki". Mam już jedną trzecią! (czyli "Czerwoną piramidę" XD). Gdybym zdobyła jeszcze "Tron" może nawet zdołałabym się zmobilizować do kupienia "Cienia Węża".

3. "Wszystko czerwone"
Mój pierwszy "poważny" kryminał i nadal ulubiona książka Chmielewskiej. Ostatni raz czytałam ja straszne dawno temu, ale zamierzam to zmienić :D W ogóle chyba muszę zacząć czytać więcej kryminałów.

4. "Zwiadowcy - Okup za Eraka"
Ulubiona część mojej ulubionej serii. I jak każda część "Zwiadowców" ma świetną okładkę. Wystarczający powód by jej pragnąć.

Jeśli uda mi się zdobyć którąś z tych książek, to obiecuję, że ją sobie odhaczę i wstawię ładne zdjęcie.

PS. jestem stuprocentowo pewna, że podobny post czytałam w Papierowej Dolinie, ale za Chiny nie mogłam go znaleźć, więc linkuję cały blog.

PS2. Jeśli zastanawiasz się dlaczego jestem mało kreatywna i książki o których marzę to głównie popularne młodzieżówki, odpowiadam:
-Po pierwsze, zarzut "że młodzieżówki" odparłam tu.
-Po drugie, żeby chcieć jakiejś książki, muszę wiedzieć, że istnieje. Logicznie rozumując - im bardziej znana książka, tym większa szansa, że będę ją kojarzyć.
-Po trzecie, większość "klasycznych" pisarzy umarła ponad 70 lat temu, co oznacza, że zupelnie legalnie mogę np. ściągnąć ich książki na czytnik e-booków.


Czytaj dalej...
Zeszyt w kółka © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka