Zielony zeszyt. Mentalna podróż w czasie

Każdy zaczynał od czegoś swoją działalność. Jedni już w kołysce dusili węże gołymi rękami, inni w wieku ośmiu lat komponowali utwory muzyczne i dawali koncerty, a jeszcze inni... Dobra starczy, bo jeszcze kogoś wpędzę w kompleksy ;)

Moje początki były równie (jeśli nie bardziej!) wspaniałe i burzliwe. Zastanawiałam się poważnie
nad wydaniem tomiku, poświęconego dziełom z moich najmłodszych twórczych lat, ale w końcu stwierdziłam, że wolę uchylić Wam, czytelnikom rąbka tajemnicy i zupełnie za darmo zdradzić jakie były moje twórcze początki.*

Pierwsze opowiadania, wiersze (tak! pisałam wiersze!) i komiksy notowałam we wspaniałym, zielonym zeszycie.

O, w tym. Wiedziałam, że się kiedyś przyda.
Byłam w tamtych czasach zdania, że nie powinno się opisywać czegoś czego się nie zna, więc skoro nigdy nie miałam dwunastu lat, to nie mogę pisać z perspektywy dwunastolatki, no a pisać o małolatach to jakoś głupio, więc siłą rzeczy wszystkie główne bohaterki były w moim wieku. Z dużą dokładnością można więc stwierdzić, że miałam wtedy dziesięć lat.


Dziesięć, czy nie dziesięć, ale rysowałam już przepięknie i z głębokim przekazem! (powiększajcie zdjęcia i nie zastanawiajcie się czemu blondynka nagle wyłysiała)


Oczywiście, jak przystało na Twórcę, sama ilustrowałam swoje Dzieła. Miałam wtedy jakąś dziwną fazę na ptaki. Najpierw była sowa, nazwana na cześć mojej Mamy (która stwierdziła, że sobie wyprasza i nie chce żeby ptak był jej imiennikiem), potem przyszła kolej na papugi o już neutralnych imionach Papui i Papilia (Albo Papiś i Papisia). Wszystkie ptaki oczywiście mówiły, a bohaterek oczywiście to nie ruszało. No proszę. Nie takie rzeczy już się w życiu widziało, nie? Zwłaszcza jeśli chodzi o papugi ;)

               

Wspominałam już o wierszach, prawda? Oto próbka, z jakże kreatywnym ustawieniem wersów.

i nawet się rymuje!!!
Pisywałam też sprawozdania. To znaczy... napisałam jedno. Każdy by napisał, gdyby dodzwonił się do radia, prawda!? (To była lecąca w radiowej jedynce audycja "Radio dzieciom", obecnie znana jako "Jedynka dzieciom". Jeśli macie młodsze rodzeństwo to serdecznie polecam)

powiększajcie i czytajcie, jest niezła beka
(i macie szansę poznać moje prawdziwe imię, bo nie chciało mi się zamazywać)
Podoba mi się zwłaszcza zwrot "Dobrze gra skubana, ja bym tak nie umiała" 
Ale oczywiście główna zawartością mojego zeszytu były opowiadania. Przedstawię Wam dwa. Jedno ze względu na ilustracje (jeszcze bardziej epickie niż te, które mieliście szansę już zobaczyć) i przekaz z którego jestem dumna do dziś. Drugie trafia tu dlatego, że to była moja najdłuższa praca w całym zeszycie (dziewięć stron to już nie przelewki!), oraz z powodu bekowych cudownych dialogów i jeszcze bardziej bekowego lepszego zakończenia.

Opowiadanie pierwsze, czyli "Co będzie jutro?" polega z grubsza na tym, że Król chce wydać swoją dziesięcioletnią córkę za mąż. Córka postanawia, że poślubi ją ten młodzieniec, który odpowie na pytanie "Co będzie jutro". Do zamku zjeżdża masa zalotników, wszyscy przepowiadają pogodę i inne takie duperele, ale nikomu się nie udaje. W końcu o wyzwaniu dowiaduje się biedny chłopak w wieku królewny, któremu mama zawsze powtarzała, że "Każdy może decydować co będzie robił. Bo ma wolna wolę". Chłopak wbija na zamek, oznajmia, że jutro rano wypije szklankę soku pomarańczowego, zostaje na noc,  rano prosi o sok i wygrywa konkurs. Bohaterowie postanawiają, że pobiorą się kiedy będą już dorośli. Król się zgadza, bo w zasadzie chodziło mu tylko o znalezienie odpowiedniego kandydata na męża dla córki. Po ukończeniu osiemnastki młodzi żenią się, panują długo i szczęśliwie, a żyją jeszcze dłużej. (do dzisiaj mam rozkminę czy abdykowali, czy coś takiego).
Ale, jak już wspomniałam, najlepsze w całej  opowieści są obrazki:

"Męszczyzna" jest podkreślony nie ze względu na błąd,
tylko żeby przypadkiem żadna  kobieta nie wzięła wyzwania do siebie

Art życia

Czas na drugie opowiadanie! Jego główni bohaterowie to wspomniane już papugi i Gabrysia, która usiłuje znaleźć Drzewo Słońca żeby uratować swoją przyjaciółkę. Zresztą, tytuł mówi sam za siebie.


Epickie dialogi czas zacząć! (Proszę nie hejtować dziesięciolatki, zawsze byłam niezła z ortografii, ale miałam spore problemy z "H")

Tu faworytem jest "bencwał który się na mnie wpycha"
i papużka falista mówiąca grubym głosem
Co się dzieje kiedy dziecku piszącemu Dzieło Życia da się kolorowy długopis.
Opowieści jednorożców rządzą! (jednorożec nazywał się Putar)
A to najlepsze zakończenie jakie kiedykolwiek napisałam.
Chyba normalnie będę kończyć tym obrazkiem każdy post.

*zapnijcie pasy i połóżcie się na podłodze, autorka bloga nie ponosi odpowiedzialności z śmierć ze śmiechu
-----------------
Post dedykuję Siu. Bo to był jej pomył.
I Rodzinie. Bo wiernie zachwycała się tymi koszmarkami.

11 komentarzy :

  1. Oficjalnie to był mój pomysł. #Siutakbardzoselfish
    Bardzo dziękuję za to, że uświadomiłaś to plebsowi.
    Kłaniać się królowi, plebsy! (Gramatyka na poziomie mat-fiza... Ech... Wcale nie należę do tego zacnego grona... Tak, lubię wielokropki...)
    Dziękuję za ten post! "Opowieść jednorożca"! Tak! *skacze z radości*
    /plebs patrzy z politowaniem/
    *uspokaja się*
    Już Ci to mówiłam (pisałam), że uwielbiam te dialogi... I rysunki... *mówi tonem tej nastolatki od Romka322* A ten wiersz! Kochana Zią! Przy nim moje wzniosłe, teologiczne teksty chowają się w jaskini!
    Więc ten tego tam (#NadNiemnemtakbardzo) kocham jeszcze tę historię o królu. W końcu KRÓL. Zakończenie mnie wzruszyło... Teraz wiem, że "jutro" tego obrazka oznacza szerzej rozumianą przyszłość. Głębokie...
    A komiks... Chyba nie muszę powtarzać mojego zachwytu ze Strucli...
    Nie umiem kończyć komentarzy... Ech...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydrukuję sobie ten komentarz i powieszę nad łóżkiem. Serio.
      :D <3

      Usuń
    2. Zaszczyt. *.*
      Wyślij mi później zdjęcie. *szczerzy się do telefonu*

      Usuń
    3. Eee... znasz dobry program do obróbki zdjęć? XD
      Nie no, serio gdzieś w pokoju muszę zrobić miejsce na najlepsze komentarze :)

      Usuń
  2. Po prostu piękne. *ryczę ze śmiechu*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *zaciera ręce i mówi głosem robota* cel został osiągnięty

      Usuń
  3. Jak na początki, to naprawdę nieźle!
    Chociaż co to za seksizm, ja nie jestem menszczyzną, a chciałabym zdobyć rękę księżniczki, eh (no dobra, wolałabym królestwo, ale jeśli po rozwodzie i tak bym dostała połowę to w sumie czemu nie XD)
    I jestem fanką audycji radiowej (eh, skubana).
    Tak serio, śmiechłam. ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przykro mi, król był tradycjonalistą i marzył o prawdziwie męskim menszczyźnie jako zięciu żeby móc chodzić z nim na ryby.
      Ale nie martw się, jeśli kiedyś będziesz miała okazję wyjść za księcia pod warunkiem, że odpowiesz na podchwytliwe pytanie, to już wiesz jak to zrobić ;)

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Teraz Wika czuję się dumna bo była świadkiem twojej genezy. Niestety byłam leniem i pewnie nim pozostanę i podczas gdy ty pisałaś opowiadania (pamiętam jak któreś z nich-To o sowie,wychowawczyni czytała nam na lekcji) ja tylko bazgroliłam jakieś komiksy...eh, podstawówka mi się przypomniała. Świetny post-uwielbiam takie powroty do przeszłości!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie bądź taka skromna! Na zawsze pozostajesz moją mistrzynią w sprawie fanfików o Pingwinach z Madagaskaru XD

      Usuń

Cieszę się, że dotarłeś aż do tego momentu :) Wobec tego możesz poświęcić chwilę i skomentować. Mile widziane zarówno pochwały jak i krytyka (byle uzasadniona i bez wulgaryzmów!). Nie mam nic przeciwko, żebyś podpisał się linkiem do swojego bloga, pod warunkiem, że zrobisz to raz, a nie pod każdym postem.

Zeszyt w kółka © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka