O czym właściwie jest "Prawie jak gwiazda rocka"? Większość czytelników chyba twierdzi*, że o "sile przyjaźni i optymizmu, który pomaga podnieść się z nawet najtrudniejszych sytuacji". Otóż nie. Nie zgadzam się z tym zupełnie. Wydaje mi się, ze recenzujący albo wcale nie przeczytali książki, albo mocno upraszczają. Amber wcale nie podniosła się z trudnej sytuacji dzięki przyjaciołom, ani optymizmowi. Jeśli już miałabym formułować jakieś złote myśli na ten temat, byłoby to raczej coś w stylu "Co cię nie zabije to cię wzmocni". Następny cios może cię wbić głębiej w ziemię, albo z niej wygrzebać.
Obiecywałam, że kiedy już przeczytam tę książkę, dam znać jak było z wątkiem romantycznym. Teraz mogę już oficjalnie potwierdzić: "PRAWIE JAK GWIAZDA ROCKA" TO PRODUKT PRZEBADANY POD KĄTEM WYSTĘPOWANIA WĄTKÓW ROMANTYCZNYCH I OKREŚLONY JAKO W STU PROCENTACH BEZPIECZNY DLA ZGORZKNIAŁYCH SINGLI CIERPIĄCYCH NA LOVEFOBIĘ.
W książce nie ma raczej szalonych zwrotów akcji, ale czyta się dobrze i lekko. Połknęłam ją w jeden dzień, nie wysilając się szczególnie .
"Piszę kolejne
Haiku i cieszę się
Bieżącą chwilą"
Jeśli chodzi o główną bohaterkę, to pierwsze co rzuciło mi się w oczy (i od razu nastawiło pozytywnie): Amber jest wierząca. Nie chodzi nawet o to, że mamy wspólne poglądy, czy coś, ale po prostu imponuje mi kiedy pisarz nie ma oporów przed poruszeniem kwestii wiary bohatera, bo zazwyczaj ta sprawa jest traktowana jak potrzeby fizjologiczne - dyskretnie zamiatana pod dywan, a czytelnik może się jej tylko domyślać.
Nie spodobało mi się za to coś, co chyba miało podnieść wrażenie autentyczności, ale wywołało u mnie raczej uczucie pod tytułem "Temu autorowi wydaje się, że jest siedemnastolatką? Jeśli tak, to jest w sporym błędzie." Chodzi mianowicie o wtrącane często i namiętnie wyrażenie "bez kitu". Nie podpasowało mi po prostu.
W przeciwieństwie do barwnej i wielowymiarowej Amber, inni bohaterowie wydają mi się nieco... zaniedbani. Niby mamy Federację Fantastycznych Fanatyków Franksa, Chrystusowe Diwy z Korei, szeregowca Jacksona i metodystyczny dom starców, czyli, wydawałoby się, kopalnie ciekawych postaci. A jednak, nie polubiłam nikogo szczególnie (no, może poza ojcem Chee i Joann Sędziwą). Nawet o przyjaciołach Amber nie wiemy zbyt wiele.
Czy "Prawie jak gwiazda rocka" mi się podobała? Zdecydowanie tak. Wciągnęłam się w nią naprawdę mocno. Wyglądało to mniej więcej tak: "Ej, może by pójść na dwór?" - myślę. Dziesięć minut później siedzę na drzewie i szlocham nad książką.
#trustory
---------------------------
*Nie musiałam szukać daleko tych opinii. Zostały mi dosłownie wepchnięte na wstępie, a właściwie zamiast wstępu, na samym początku książki, jeszcze przed dedykacją. Słaby pomysł. Czułam się jakby wydawnictwo wciskał mi książkę ze sztucznym uśmiechem na twarzy i wrzaskiem "Hej, popatrz, kup to! Inni uważają, że jest super! No kup, nie pożałujesz!"
Cieszę się, że ci się podobało, to właśnie ta książka zachęciła mnie do sięgnięcia po resztę twórczości Quicka :-)
OdpowiedzUsuńI tak, koniecznie więcej recenzji! Ta jest super <3
Niewiele mogę napisać o kreacji bohaterów, gdyż książk3 czytałam ponad rok temu. Ale Amber i ojciec Chee są super ^^
Też z pewnością sięgnę po inne książki Quicka. Dzięki za komplement, postaramm się wyskrobać jeszcze kiedyś jakąś recenzję :)
UsuńSuper recenzja! Mi też się bardzo spodobała książka. Zgadzam się z twoją opinią o nie wystarczającym przedstawieniem bohaterów, szczególnie drużynę ffff (do końca książki nie mogłam się połapać który to który). Moimi ulubionym bohaterami oprócz ojca Chee, był Szeregowiec Jackson i matka autystycznego chłopaka (niestety nie pamiętam jego imienia :/). No i haiku SJ były super :) Mam nadzieję, że będziesz pisała więcej recenzji!
OdpowiedzUsuńTak, haiku były świetne :) No oczywiście, zapomniałam o matce Ricky'ego! *leci do książki sprawdzić czy na pewno tak miał na imię*
Usuń