Zacząć blogową twórczość od posta krytykującego
prologi (właściwie pseudoprologi, ale o różnicach za moment). Zdecydowanie
genialny pomysł. No, ale od jakiegoś czasu jestem zdecydowaną przeciwniczką
początków typu „Pitu pitu, no to właśnie mój blog, nazywam się tak i tak, będę
pisać o tym i o tamtym, a poza tym ma być super i epicko, no, nieważne, to do
napisania, zostańcie z nami.”
Czemu niby pierwszy post ma być gorszy od innych?
Czemu niby pierwszy post ma być gorszy od innych?
Więc będzie o prologach. Na lepszy moment nie ma co czekać.
No, ale wspomniałam, że właściwie chodzi o pseudoprologi. A co to właściwie są te pseudoprologi? I czym się niby różnią
od normalnych, poczciwych prologów?
Prolog, to – jak podaje ciocia Wikipedia „Wstępna,
wyodrębniona część utworu dramatycznego lub narracyjnego zawierająca relację o
faktach poprzedzających zawiązanie akcji; prologiem nazywa się też autorski
komentarz poprzedzający utwór.”
Ja natomiast przemierzając otchłanie internetów
spotkałam się z częstym zjawiskiem nazywania prologiem czegoś, co jest de facto
pierwszym rozdziałem. Prolog poprzedza wydarzenia dziejące się w książce. SPORO
poprzedza, nie o dwie godziny. W dodatku często dzieje się niezły kawałek od
miejsca głównej akcji, a jego bohaterem jest ktoś kto pojawi się w książce dużo
później, albo nawet wcale (na przykład dziadek głównego bohatera, który podczas
wydarzeń opisywanych w książce już nie żyje).
Opowieść o tym jak bohaterka czesze włosy zanim
wyjdzie na ulicę i wpadnie na swojego przyszłego kochasia NIE JEST prologiem,
chociażby aŁtoreczka opka nie wiem jak się spinała żeby to udowodnić.
Dlaczego więc tyle ludzi, piszących nierzadko
naprawdę ciekawe i mądre rzeczy z uporem maniaka nazywa początki swoich
książek/opowiadań/czego tam jeszcze „prologami”?
Mam wrażenie, że częściowo może to się wiązać z
tym, że czują się niedowartościowani i podświadomie tytułują pierwszy rozdział
„prologiem”. Żeby być bardziej profeszynal i w ogóle. (Hmmm, jeśli właśnie
rozpoznałeś siebie w tym co napisałam, apeluję: NIE RÓB TEGO! PROSZĘ.)
Oczywiście ta
prologomania może się to też brać z niedouczenia, chociaż szczerze mówiąc
niezbyt w to wierzę. Dlaczego? To proste.
Jeśli czytasz na tyle dużo, żeby odczuwasz
potrzebę stworzenia „czegoś własnego”, to chyba zdążyłeś zauważyć, że nie wszystkie
książki mają prolog… prawda?
A dlaczego tak mnie to wszystko irytuje? Prawda
jest taka, że sama nie do końca wiem. To chyba wzięło się z przebywania na
pewnej grupie na fb (A co mi tam. Zareklamuję. „Pisarze-Amatorzy”, polecam i
pozdrawiam). Jest tam masa świetnych tekstów, pomysłów, a nawet konkursów.
Jedyna wada jest taka, że większość osób wstawia tylko ten „prolog” swojej
pracy. Akcja urwana w mega dramatycznym momencie (Chociaż prolog powinien
stanowić spójną całość i być jakby „opowiadaniem w opowiadaniu”), a potem…
cisza. A ty się człowieku męcz zastanawiając się co było dalej. Żeby nie było,
oczywiście zdarzają się osoby, które opowiadania kontynuują, albo przynajmniej
wstawiają linki do blogów/stron z dalszym ciągiem. Niestety… zauważyłam przykrą tendencję, że
robią to głównie ludzie których twórczość nie zainteresowała mnie ani odrobinę.
Może mam jakieś ukryte skłonności masochistyczne,
czy coś i podświadomie wybieram tych, którzy nigdy nie skończą, a przynajmniej
tego nie opublikują ;)
No, ale odbiegłam od tematu. Chodzi o to, że kiedy
widzę olbrzymie skupisko początków ciekawych dzieł, których świat pewnie nie
będzie miał szansę poznać… początków błędnie nazwanych… to… Coś we mnie wzbiera… narasta… żeby w
końcu wybuchnąć w pierwszym poście na blogu „Zeszyt w kółka”.
No właśnie. Pierwszy post. Może wypadałoby się
mimo wszystko przedstawić i takie tam.
Nie będę się rozpisywać o sobie, myślę, że lepiej poznacie mnie z
przyszłych postów. A pisać zamierzam… o wszystkim. Wiem, że powinnam założyć
piętnaście specjalnych blogów, każdy do czego innego, ale to nie miało by
sensu, bo pomysły skończyłyby mi się po dwóch postach. Umówmy się zatem, że
tematem przewodnim będą książki. Oprócz tego pewnie jakieś przemyślenia na dość
luźne tematy, rzeczy okołofandomowe (fandomy wyłącznie książkowe, bo muzyki nie
słucham, a filmy oglądam niezbyt często), może jakieś drobiazgi ręcznie
robione, chociaż raczej nieliczne (i zapewne wyłącznie na wyzwania, które
ubóstwiam), jeśli mi się uda to znajdzie się tu miejsce dla jakichś opowiadań,
ale niczego nie obiecuję. Mam nadzieję, że uda mi się pociągnąć tego bloga
dłużej niż dwa miesiące. Trzymajcie za mnie kciuki!
Już nie mogę się doczekać następnego postu.
OdpowiedzUsuńI o to chodzi! Cieszę się :)
UsuńKocham Cię za ten post! Czy wywód negujący pseudoprologi może poprawić cały dzień? Właśnie okazało się, że tak. : )))))
OdpowiedzUsuńWłaścwie to się z Tobą zgadzam. Nieraz także spotykam się z prologiem, który tak naprawdę jest opisem (lub co gorzej streszczniem) całości. To doprawdy irytujące.
Muszę przyznać, iż przez chwilę miałam delikatne wrażenie, że ten post jest o mnie. Nieraz ot tak sobie pisałam prologi i zostawały samotne, bez kontynuacji, dlatego odczułam leciutkie wyrzuty sumienia. ; ))))) Ale po chwili kłócenia się z samą sobą uznałam, że przecież nigdy fragmentów publikowanych nie nazwałam ,,prologami", a jedyny prolog który tak naprawdę, na stałe opublikowałam faktycznie zasługiwał na swoją nazwę.
Z grubsza to dziękuję Ci za ten cudowny post i muszę wyznać, że blog zapowiada się znakomicie. ^^
Dzięki za cudownie długi i motywujący komentarz! Nie przypuszczałam, że będą jakiekolwiek, a tu już dwa :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMądry post. Czyli nie lubisz tego co piszę. :(
OdpowiedzUsuńXD No cóż, życie.
Tak sobie myślę, że chyba jestem jedną z tych osób. W Medyku jeszcze nie wiedziałem o co chodzi i zgodnie z trendem napisałem prolog (swoją drogą mój pierwszy tekst w życiu) A teraz:
1.Przywiązałem się do tej nazwy i nie chce jej zmieniać
2. I tak bym nie widział co z nim zrobić
Ale teraz już piszę prologu zgodnie z zasadami, więc dziękuję. Inaczej dalej bym nie widział co to jest. A tak btw, mam w planach pisanie czegoś bez prologu.
Następny post może być i epilogach. :)
Epilogów jest w internetach zdecydowanie mniej niż prologów XD ty akurat należysz do nielicznej elity, która wstawia coś regularnie i mi się podoba :) Kongratulejszyn!
UsuńDzięki. :) Staram się jak mogę. (elity xD)
UsuńJuż mogę ocenić, że ten blog jest fajniejszy od tamtego (nie żeby tamten był mało fajny, ale ten ma śliczny design, a ja uwielbiam piękne, przejrzyste szaty graficzne).
OdpowiedzUsuńJak byłam mała i miałam jeszcze tyle motywacji (czytaj syndrom leniwej buły nie rozwinął się w pełni) żeby napisać cokolwiek, to właśnie były to prologi do moich "powieści". Tylko, że wydarzenia w nich zawarte działy się kilkanaście lat przed rozpoczęciem prawdziwej historii, były mhroczne i tajemnicze, ale były też zamkniętą powieścią z romantycznie niedomkniętymi wątkami (romantycznie w sensie epoki, nie w sensie on, ona i miłość). Myślę, że prolog może się dziać nawet 15 minut wcześniej jeśli np. jego bohaterowie w reszcie powieści pojawiają się epizodycznie (lub jeśli np. reszta jest pisana narracją pierwszoosobową, a ten "wstęp" trzecio, ale z perspektywy innego bohatera). A przynajmniej wydaje mi się, że nie ma przeciwwskazań, biorąc pod uwagę definicję z Wikipedii ;).
Obecnie wszystkie historie, które mam wymyślone (jestem lepsza w wymyślaniu, niż pisaniu)nie mają prologów, bo szczerze mówiąc często to jest chamskie dopowiadanie czegoś, co można fajniej wpleść w fabułę, a ja chcę tego unikać (i być tajemnicza niczym Mickiewicz w Dziadach). Chyba zrezygnuję nawet z prologu w mojej Epickiej Fantastycznej Trylogii (fantastycznej pod względem gatunkowym), gdzie akcja dzieje się 8 lat wcześniej i wyjaśnia czemu bohaterowie znaleźli się sami w obcym kraju, a mały indiański chłopiec nie ma ojca, a jego matka jest szalona. A co, niech sami odrywają wraz z fabułą czemu (oni, czyli czytelnicy, których nie będzie, bo pewnie tego nie napiszę).
A wracając do tematu posta (znowu ujawnił się mój egocentryzm, eh), to wg. mnie jednak epilogi są bardziej wkurzające. Kurde, czytam fajną książkę, chcę wymyślić sobie koniec, a tu mi się wali najintymniejsze informacje o ich późniejszym życiu.
W każdym razie powodzenia w dalszym pisaniu (i jak już składam życzenia bez powodu, to jeszcze dużo książek bez prologów!).
Uwielbiam kiedy autor jest tajwmniczy niczym Mickiewicz w "Dziadach"! Serio, kocham się wszystkiego sama domyślać (i myśleć, że tylko ja jestem taka inteligentna, hehe XD).
UsuńDzięki za życzenia :) Ale wiesz, nie chodzi mi o to, że niezdarzają się fajne książki z prologami, bo się zdarzają. Lepiej życz mi jak najmniej blogasków z prologami :) Bo tam baaardzo rzadko są zastosowane z rozmysłem i w odpowiednim celu.
,,Myślę, że prolog może się dziać nawet 15 minut wcześniej jeśli np. jego bohaterowie w reszcie powieści pojawiają się epizodycznie (lub jeśli np. reszta jest pisana narracją pierwszoosobową, a ten "wstęp" trzecio, ale z perspektywy innego bohatera)." - tak bardzo się zgadzam. *-*
UsuńMasz problemy z interpunkcją, ale poza tym, blog jest naprawdę ciegawy.
OdpowiedzUsuńInterpunkcja boli :(
UsuńWięc z tej strony Siu, która musi zmienić nazwę. XD (wiem, że nie zaczyna się zdania od "więc" --> jeden z moich ulubionych błędów celowych)
OdpowiedzUsuńPodczas czytania tego posta, który notabene jest wspaniale napisany, bardzo mocno odczuwam, że jestem takim "pseudoprologowcem". :P Z jednej strony mnie to martwi i zachęca do pracy nad sobą, a z drugiej dobrze znać opinię "z boku". :)
Taka drobna reklama grupy... XD
Prologomania? Mega trafne określenie!
OdpowiedzUsuńPodpisuję się rękami, nogami, głową, kolanami... Czym tam chcesz.
A, i jeszcze jedno - kiedy miałam te swoje 11/12 lat i zaczynałam pisać opka w blogosferze, również zaliczałam się do pseudoprologowców. Na szczęście z tego wyrosłam, wiele się nauczyłam i sama edukuję ludzi, że prologu w opowiadaniu/książce/whatever wcale być NIE MUSI. Dlatego wierzę w nasze społeczeństwo :)
Trzymam kciuki za "Zeszyt w kółka".
Merr
Kolanami! Zdecydowanie kolanami!
UsuńDzięki za kciuki, przydadzą się :D
Matko, masz totalnie rację! Spotkałam się z tym wiele razy i nawet raz mi samej udało się napisać taki "prolog", z czego dumna nie jestem i chyba mi się to udzieliło od innych! Dobrze, że zrobiłaś taki post, który oświeci mózgi wszystkich fanów "pseudo prologów"
OdpowiedzUsuńO tak, blogasek jak garaż pełen rupieci - znam ten ból i słodycz! ;D
OdpowiedzUsuńTFU! Pluję prologom w twarz! ;]