Dlaczego nie lubię analizatorni

Nie mówię, ze jestem jakimś znawcą tematu. Do analizatorni trafiłam zaledwie kilku. I w zupełności mi wystarczy.

Kiedy czytam analizy, nie mogę się wręcz nadziwić skąd w niektórych ludziach tyle jadu. Jasne, ja też wkurzam się kiedy czytam jakieś beznadziejne opka. Ale po co od razu lecieć ze swoimi
spostrzeżeniami w Internet? Zamiast się pośmiać, walnąć facepalma i iść dalej, analizatorzy znajdują jakąś sadystyczną przyjemność w wytykaniu (momentami wymyślaniu) błędów i opatrzaniu ich swoimi pseudośmiesznymi komentarzami. Chociaż tak naprawdę nie służy to nikomu.

Obrazek właściwie totalnie nie w temacie. Ale jest ładny.
Po pierwsze – samym analizującym. Raz, jeden, jedyny raz, napisałam coś, co ocierało się o analizę (już słyszę to buczenie: „uuu, hipokrytka!”). Kiedy przeczytałam to dwie godziny później, miałam ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu. Pół biedy gdyby ten tekst wisiał sobie spokojnie na moim komputerze, ale ja – w przypływie odwagi (albo głupoty) – wysłałam go autorowi oryginału. Miałam przynajmniej tyle rozumu, żeby zrobić to w wiadomości prywatnej.

Przez następne kilka dni chodziłam z koszmarnym poczuciem winy. Myślałam, że chłopak się załamie i nigdy więcej nic nie na pisze.  Na szczęście tak się nie stało, ale strach pomyśleć co by było gdybym trafiła na kogoś o słabszej psychice.

I kiedy wyobrażam sobie jak analizujący po kilku latach (kiedy już zmądrzał) wchodzi na bloga i widzi nie jeden, ale kilkadziesiąt, albo kilkaset takich wpisów… kiedy uświadamia sobie co zrobił..
Nie chciałabym być w jego skórze.

No dobrze, a co właściwie zrobił? Chyba nie muszę tłumaczyć, że analizatornie najbardziej szkodzą aŁtoreczkom.

Wiecie, każdy kto cokolwiek pisze/pisał, wie, że zaczynał od koszmarków, które w swojej naiwności uważał z ósmy cud świata. (Nie wierzę w cudowne dzieci, które od ręki trzaskają bestseller za bestsellerem.)

Teraz, w związku z postępem technologicznym, erą Internetu, blogów i smartfonów, pokusa, żeby publikować te „ósme cudy” jest większa niż kiedykolwiek.

I wiele ludzi jej ulega.

Niestety, coś co mogłoby być świetną okazją do szlifowania warsztatu, gdyby tylko znalazł się inteligentny komentator, który potrafiłby kulturalnie wytknąć błędy i poradzić poprawę, staje się gwoździem do trumny, bo za tekst bierze się analizator.

Osoby analizowane to często ci „nowi w Internetach”. Nie umieją odróżnić krytyki od hejtu, a kiedy otrzymują ten „prawdziwy” hejt, to rzadko kiedy są później w stanie się pozbierać i pisać dalej.
A szkoda, bo jakiego badziewia nie pisaliby teraz, z czasem mogliby stworzyć całkiem ciekawe opowieści.

I tak, parę zdań temu nazwałam analizy hejtem. I guzik mnie obchodzi wywieszony w każdej porządnej analizatorni artykuł któryś tam, gwarantujący prawo do analizy krytycznej. Nie wierzę, że ustawodawca miał na myśli ludzi licytujących się, komu uda się wymyślić bardziej wulgarne skojarzenie do, na pozór całkiem poprawnego, fragmentu tekstu.

Ostatnimi osobami którym analizy szkodzą są sami czytelnicy. Przyznaję, że czytając te kilka analiz, które dane mi było poznać, zdarzało mi się uśmiechnąć pod nosem. Sytuacja podobna do tej kiedy klasowy błazen rzuca komuś chamską ripostę. Niby wiem, że nie powinnam się śmiać, bo karmię trolla, ale jednak to robię, bo ten tekst jest śmieszny.

I tak samo jest z analizatorami. Czytając karmimy trolla, przy okazji nieźle się bawiąc. A jednocześnie przyzwyczajamy się do chamstwa, bo przecież „jest śmieszne”. Stąd już tylko kilka kroków do szerzenia „samodzielnego” hejtu. Który nigdy nie jest dobry.


Jeśli jakieś opko ci się nie spodobało – olej je. Jeśli autorka nie będzie miała komentarzy i wyświetleń, pewnie szybko się znudzi. Nie podoba ci się, że coś słabego jest popularne, a fajne rzeczy toną w otchłaniach Internetu? Reklamuj dobre, nie wchodź na złe. Chcesz pomóc? Skomentuj, poradź coś. Nudzi ci się? Idź poszydełkować, zamiast bawić się w analizy.

12 komentarzy :

  1. Dobry post, oczywiście się zgadzam, ale jestem też zdania, że opek/książek promujących szkodliwe rzeczy, zawierające "niewinne gwałty" czy pedofilię nie należy ignorować. Więc po części cieszę się, kiedy analizatornia bierze się za takie właśnie opka, o ile nie jedzie, oczywiście, po autorce.
    Ale kopanie szczeniaczków, które piszą niewinne opeczka, jest poniżej wszelkiej krytyki :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, co do tych szkodliwych rzeczy się całkowicie zgadzam.

      Usuń
  2. Pewnie nieco stracę teraz w twoich oczach, ale lubię analizatornie. Obecnie czytam trzy (Niezatapialna Armada, PLUS i Paskudy, przy czym te ostatnie nie chcą być brane za analizatornię). Uważam, że nawet BARDZO początkujący pisarz, skoro już umie czytać i pisać (chodzi o składanie literek w słowa) powinien mieć przynajmniej tyle szacunku do literatury, by używać polskich znaków albo zajrzeć do leżącej obok książki i sprawdzić, jak się zapisuje dialogi. Ortografia i interpunkcja to rzeczy do wyćwiczenia, błędy frazeologiczne też powinny zniknąć z czasem.
    Jeżeli ktoś faktycznie chce ćwiczyć i wiązać swoją przyszłość z pisaniem, niech pisze w internecie. Droga wolna. Tylko, że sporo z tych przypadków to takie "a, napiszę se opko, bo lubię ten paring". Wiem, bo sama też tak miałam. Tak, mam świadomość, że ludzie uczą się na błędach, a jeśli taki młody pisarz tych błędów nie popełni, to nie pójdzie do przodu.
    Ale każdy błąd ma swoje granice. I jeśli nastolatka pisze pornoopko o Hermionie i Severusie, a Harry mówi do Voldemorta "Pupek", to przepraszam, ale coś tu nie gra. Bo nawet najsłabszy autor powinien mieć jakieś poczucie, kiedy to, co pisze, staje się już beznadziejnie żenujące. I może publikacja w analizatorni będzie takim kubłem zimnej wody na głowę.
    Kiedy czytam post w analizatorni, dociera do mnie czasem, że pisząc, muszę uważać na absurdy. Kiedy np. czytałam komentowaną powieść "Nie oddam dzieci", widziałam dokładnie, czym skutkuje zbyt mała znajomość opisywanego tematu. Jest to więc przestroga dla ewentualnych nowych autorów.
    Zgadzam się jednak, że czasem analizatornie biorą na tapet całkiem przyzwoite opowiadania i jeżdżą po nich zupełnie niesłusznie.
    Poza wszystkim, śmieszy mnie to. Przyznaję się otwarcie - śmieszy mnie to, o wiele bardziej niż wiele komedii, wprawdzie nie tak bardzo, jak dobra książka, ale śmieszy. I czasem w drodze do szkoły czytam sobie takiego bloga.
    Komentarz bynajmniej nie miał na celu przekonania cię do zmiany zdania (wiem, że to niemożliwe), chciałam tylko zaprezentować swoje stanowisko ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie stracisz w moich oczach, bo rozwaliłaś mnie "Pupkiem" XD
      Prezentuj stanowisko do woli, gdybym nie chciała żeby ludzie to robili to wyłączyłabym możliwość komentowania.

      Usuń
  3. Tamto opko... ech, Rowling by się powiesiła, gdyby je czytała. Dodam jedynie, że Pupek było określeniem pieszczotliwym (dla odmiany Dumbledore'a obraźliwie nazwali dupkiem), gdyż Harry miał tam "przymusowy" romans z Voldemortem, był upadłym aniołem i pisał książkę. Takie tam fantazje :p
    Natomiast zgadzam się z postem, jeśli chodzi o takie "analizowanie" opowiadań zwyczajnie słabych. No i jeżdżenie po autorach jest ciosem poniżej pasa :p

    OdpowiedzUsuń
  4. Unikam analizatorni, bo po porstu bardzo mi szkoda autorów, których prace bierze się tam na pulpit. Internet serio byłby piękniejszym miejscem, gdyby ludzie omijali to, co im się nie podoba. Niestety, zdecydowana większość osób czuje się powołana do krytykowania wszystkiego. Ciekawe, czy analizatorzy powiedzieliby to samo nieszczęsnym autorom w twarz. Bardzo ciekawy blog, tak swoją drogą, zostanę tu na dłużej ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. O, ja znam tylko jedną analizatornię, która naprawdę z uwagą wybierała opowiadania do analizy. Znałam, znaczy. Zgubiłam ją w odmętach Internetu. To smutne, że ludzie czujący potrzebę komentowania, nie wykorzystują swoich chęci z nieco innych celach.
    Co do Twojej analizy, była bardziej konstruktywną krytyką, według mnie. Bo wiesz... Wytykałaś tylko błędy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Super post :) Ja nigdy nie analizowałam (ani analizowana nie byłam) (to dziwnie brzmi). Co w ogóle dziwne, jeszcze się z krytyką na blogu prawie nie spotkałam (dwa razy i to w pełni uzasadniona, bo wina moja), z hejtem tym bardziej, więc w sumie nie mogę się za bardzo wypowiadać :D
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wcale nie brzmi dziwnie.
      Ja również pozdrawiam :)

      Usuń
  7. Trafiłam na tego bloga dzięki WD i już wiem, że tu zostanę :D.
    No dobra - sama lubię wytykać błędy i betować amatorsko teksty, bo to po prostu sprawia mi przyjemność. A wstawiając do internetu opowiadania, człowiek sam się prosi o ocenę. Co nie zwalnia mnie - ani też nikogo innego - do zachowania kultury słowa. Ale wytykając błędy, nie dodaje przezabawnych komentarzy. Brr. Zwyczajnie proponuję inną opcję.
    Jeden raz. Jeden raz byłam sarkastyczna i uszczypliwa, bo można powiedzieć, że ktoś zainspirował się moim pomysłem. Żałowałam, serio. Trochę mi przeszło, kiedy autorka odpisała mi tak:
    "Jakbym ja ci napisała, co sądzę o twoich zjebanych opowiadaniach [których w sumie nie mam na Wattpadzie, no ale...], to chyba byś się zesrała". No, tak mniej więcej, tyle że bez przecinków.
    Cóż... Zgadzam się. Tyle że jak mi się opko nie podoba, to o tym grzecznie mówię, chwaląc coś innego w opowiadaniu i wspominając, że to tylko moje zdanie i nie każdy musi je podzielać.
    #aŁtoreczkateżczłowiek
    Czekam na kolejny post! ^^

    OdpowiedzUsuń
  8. >Nie wierzę, że ustawodawca miał na myśli ludzi licytujących się, komu uda się wymyślić bardziej wulgarne skojarzenie do, na pozór całkiem poprawnego, fragmentu tekstu.

    Uuu, to chyba na słabe analizatornie trafiłaś. Faktycznie, jechanie na wulgarnych skojarzeniach jest słabe, a komentowanie w ten sposób poprawnych fragmentów tekstu - niedopuszczalne. Niemniej "prawie" albo "na pozór" robi dużą różnicę - czasem błąd nie jest tak oczywisty jak jakiś walący po oczach ortograf - a jednak trzeba go wskazać. Niekoniecznie wulgarnie :)

    >Nudzi ci się? Idź poszydełkować, zamiast bawić się w analizy.
    Dziękujemy za dobrą radę, jednakowoż nie skorzystamy (my, Kura) ;)

    OdpowiedzUsuń

Cieszę się, że dotarłeś aż do tego momentu :) Wobec tego możesz poświęcić chwilę i skomentować. Mile widziane zarówno pochwały jak i krytyka (byle uzasadniona i bez wulgaryzmów!). Nie mam nic przeciwko, żebyś podpisał się linkiem do swojego bloga, pod warunkiem, że zrobisz to raz, a nie pod każdym postem.

Zeszyt w kółka © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka