Tak. W sprawie pisania jestem kompletnym ateistą. Nie
fruwają wokół mnie muzy, Pani Wena nie odwiedza mnie od czasu do czasu szepcząc
do ucha genialne rozwiązania fabularne, a natchnienie nie spływa na mnie jak
letni deszczyk.
Sprawa jest banalna, żeby nie powiedzieć – zerojedynkowa. Mam
pomysł, albo go nie mam. Im lepszy i bardziej dopracowany, tym lepiej mi się pisze.
I tyle. Żadnej magii.
Trochę śmieszą mnie ludzie, którzy pytają całego świata „jak
przywołać wenę”. No ciężko. Wena, to z tego co rozumiem czytając Internety,
tajemnicza, kapryśna siła, która od czasu do czasu podrzuca ci do głowy
genialny pomysł. Jeśli kapryśna, to raczej na nią nie licz. Lepiej zastanów się
szczerze o czym chciałbyś napisać. Nie – na co masz pomysł. A potem spróbuj to
zrealizować.
Oczywiście, są różne „wspomagacze”. Jeśli chcesz napisać o
książkach – przeczytaj książkę. Możesz dotlenić mózg i wyjść na spacer. Posłuchać
muzyki. Ale nie licz, że pomysł weźmie się znikąd. To TY musisz na niego wpaść.
Ty, nie wena.
Czasem mam wrażenie, że wena powstała jako wymówka. Przecież
łatwiej napisać „nie było dzisiaj postów, bo nie mam weny”, niż „nie było
dzisiaj postów, bo nie mam pomysłu”. Skoro nie mam pomysłu, to wychodzi na to,
że jestem jakimś leniwcem zasłaniającym się słabymi wymówkami. Więc lepiej
zwalić wszystko na wenę, bo wiadomo – tajemnicze siły raczej nie są od nas
zależne, za to my od nich – jak najbardziej.
Nie kupuję tego. Nie zamierzam gapić się w górę czekając, aż
genialny pomysł spadnie na mnie z nieba. Nie spadnie. Z własnego (raczej małego,
ale co tam) doświadczenia wiem, że im więcej piszesz, tym więcej masz na to
pisanie pomysłów. Ale nie dostaniesz ich
w prezencie od losu, bo będziesz cierpliwie czekał.
Moja niewiara w wenę ma dużo dobrych stron. Jeśli coś napiszę
–właśnie ja jestem za to odpowiedzialna, nie jakieś tajemnicze kobiety. Nie
jestem zależna od „innych”, piszę kiedy mam na to ochotę. Nawet jeśli to co piszę
jest słabe i doskonale o tym wiem, to i tak tworzę - rozwijam się. Jestem wolna.
Wydaje mi się, że jeśli pisanie jest tym czym naprawdę
chcesz się zajmować przyda ci się przede
wszystkim upór, konsekwencja i pracowitość . A nie wiara w to, że pewnego dnia
nadejdzie ten „jeden jedyny, wymarzony pomysł”. Tak, on pewnie kiedyś
nadejdzie. Ale raczej nie sam z siebie.
Cytując moja mamę (która twierdzi, że cytuje
Dostojewskiego): „Talent polega na tym, że codziennie o tej samej porze zasiada
się do pisania.”
Wena jest, ale po prostu wiele osób źle ją interpretuje. Wena =/= pomysł, chęć, motywacja. To nie załatwi wszystkiego za pisarza, opko, post, nic nie powstaje samo z siebie. Ciekawy post, ciekawy pogląd ;) czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńMiałam pomysł na podobny post, no dzięki :(.
OdpowiedzUsuń"Z własnego (raczej małego, ale co tam) doświadczenia wiem, że im więcej piszesz, tym więcej masz na to pisanie pomysłów." - o toto.
Tyle że ja inaczej interpretuję wenę (i SJP też). Nie jako pomysł, tylko właśnie jako natchnienie do pisania, chęć, "zapał twórczy". Czasem mam świetny pomysł, a po prostu na samą myśl, że mam coś pisać, bierze mnie na wymioty. Bywa. Ale i tak piszę, bo, jak chyba zresztą mówiłaś, im dłużej nie piszę, tym mniejszą mam na to pisanie chęć. Błędne koło. Dlatego, zamiast siedzieć z założonymi rękami i czekać na wenę, aż spadnie z nieba - po prostu piszę. A jak się nie uda, to najwyżej napiszę jeszcze raz :).
Wprawdzie nie piszę opowiadań, ale post bardzo ciekawy. Aczkolwiek kiedy nad czymś myślę i długo nie mogę wymyślić, mam wrażenie, że pomysł spada z nieba :")
OdpowiedzUsuńWena... czasami po prostu chce się pisać, zdania się układają, słowa wręcz spływają z klawiatury, innym razem ciężko sklecić równoważnik zdania. Ot, "wena" zależy chyba od nastroju i wielu czynników.
Fajny post! :-)
Po prostu źle rozumiesz to pojęcie. Wena, to nie magiczna siła, lecz nastrój, dzięki któremu przyjemniej się pisze. (wiesz, hormony szczęścia (czy tam smutku, złości itp...)i te sprawy.) Nie rozumiem czemu łączysz wenę z pomysłami. Pomysły są efektem długiego myślenia, bądź natychmiastowej inspiracji, a wena to tylko nastrój do pisania, jak już wcześniej pisałem. Dziękuję za uwagę. *kłania się nisko*
OdpowiedzUsuńInterpretacje są różne :) ja skupiłam się na tej "szkodliwszej". Dziękuję za komentarz *dyga, żeby nie być gorsza*
UsuńNie tyle kwestia interpretacji, co definicji tego słowa :).
Usuń"wena
1. łatwość tworzenia; natchnienie; zapał twórczy;"
Masz totalnie rację i chyba trzeba pisać opowiadania, czy wiersze tylko na lekcje polskiego, by zrozumieć, że wena nie przychodzi od tak *pstryknięcie palcem*. Trzeba siedzieć, myśleć, robić, co czasem może baaaardzo wyprowadzić z równowagi...
OdpowiedzUsuńJest jakiś e- mail, na którym można się z tobą skontaktować? :)
arbuzorek@gmail.com
UsuńA ja wierzę w Panią Wenę. Wierzę, jednak nie czekam, aż łaskawie mi się objawi. Tyle że różnica tkwi w tym, że inaczej definiuję sobie jej pojęcie :).
OdpowiedzUsuńAktualnie mam pomysł, mam wszystko ładnie rozpisane i opracowane - ale chęci do pisania żadnej. I wtedy jestem zła na to siebie, więc taka zła i zawzięta ja siada do komputera i zaczyna walić w klawisze, żeby zrobić na złość "Siłom Wyższym". Ale najgorsze jest to, kiedy wracam do domu, a w głowie pustka. Mimo że podczas spaceru ułożyłam w głowie cały akapit :').
Jakbym czytała swoje myśli. Czyż to nie ja w czasach początków naszej grupy nie przekonywałam Michała do tego, że wena jako taka „kapryśna pani" nie istnieje?
OdpowiedzUsuńPost cudowny.
Poza tym piękne zdjęcia. : )))))
OdpowiedzUsuńW końcu ktoś docenił XD
Usuń